wtorek, 11 listopada 2008

głupota i święty mikołaj

w niedzielę byłam na freta i uslyszałam bardzo mądre kazanie. było przy okazji o rzeczach pięknych i oczywiście musiałam wycierać policzki. ksiądz powiedział, że głupotą jest niewyrastanie z dziecięcego nawyku psucia komuś zabawy, z tego odruchu, który powoduje, ze odkrywamy niespodzianki i mówimy, ze TAK NAPRAWDĘ, to święty mikołaj nie istnieje. głupotą jest zarażanie ludzi swoją frustracją, swoim cynizmem, głupotą jest dezawuowanie świata jako miejsca pozbawionego magii i radości.
warto zapamiętać, co?

świeci slońce i chyba czas na spacer po skaryszewskim. za balkonem na drzewie wciąz wisi balon kupiony pod płotem łazienek. na czerwonym tle zółty kaczor wśród kolorowych serc. do kazdego kto na niego patrzy, mówi "you're my heart". coraz mniej w nim helu (helu?) i coraz głośniej szeleści, ale mam nadzieję, że sąsiedzi jeszcze chwilkę z nim wytrzymają.

z racji, że agata po zakupie swojego nowego motoru kawasaki gdzieś na końcu Ojczyzny (dzisiaj, i chyba zawsze, z wielkiej litery :)), ciągle śpi, idę na spacer z Naleśnikiem :)

sobota, 8 listopada 2008

gdzie jest bromba

wojtek wyjechał i od razu mi sie przypomnialo, ze ja nie. wlasciwie o tym nie zapomnialam, tylko przestalam o tym myslec. przyjelam warszawe za oczywisty punkt w przestrzeni i spiesze sie tylko z jednej strony rzeki na druga, z centrum na wolę, z przystanku do domu. reszta globu pozostaje nietknieta. tymczasem bromba hit the road i znowu jest za oceanem. rozmawialismy przez telefon i w tle slyszalam bezosobowy glos nawigacji, miedzy karolina polnocna a tennessee. w great smoky mts jest ponoc piekna jesien, a u billa i jan jak zawsze goscinnie. oni sa dla nas usosobieniem przystani, definicja domu poza domem. fajnie.
warszawa zajeta, samochod zmienil kola na zimowe, potem bieganie po korcie, szukanie butow dla babci. no a wreszcie, na koniec, kasia adamik i boisko bezdomnych. plakalam jak najprawdziwsza kate, ta bez zawodu i pracy, bez tego, co ma. dobrze zajrzec do innego swiata.
w domu na zwyciezcow zrobilo sie zupelnie janyszkowo, bo po kinie zadzwonilysmy do wroclawia uslyszec brakujaca trojke, czyli rodzicow i witka: w dobrych nastrojach, szykuja sie na niedziele w powiekszonym skladzie, wiec mama sie nagotowala, a tato naprzynosil zakupow. co robil w tym czasie mlody pozostaje tajemnica ;)

niedziela, 2 listopada 2008

niedziela, niedziela!

Miałam smutny sen, ale po otwarciu oczu było juz lepiej. Nad głową jasny sufit sąsiadów, obok bromba jeszcze zaspany po wczorajsze pobudce na przedkorkowy wyjazd do Babci (rodzinna akcja znicz). Zza oparcia kanapy dobiegały dźwięki mataraca ugniatanego pod ciężarem witka. na chwile zniknęłam w łazience i świat salonu wyglądał już inaczej. obudził się telewizor (niefajne), ale na kuchennym blacie parowała kawa (bardzo fajne).
po przepracowanym tygodniu litościwiej podchodzę do pory wstawania, ale czas wydaje się skurczony, szybszy. "o matko, już listopad, jak to się stało, przed chwilą był lipiec", powiedziałam wczoraj do agaty. właściwie nie wiem, co to za różnica, czy biegnie szybko, czy wolno. wszystko mamy w głowach, cały zasób wymyślonych trosk. po co martwić się o czas?
w niedziele ma się rozciągać w nieskończoność.

sobota, 1 listopada 2008

ostrzeżenie mamy kaczki


ostrzegała mnie mama kaczka (brak wielkich liter nie jest bynajmniej oznaką braku szacunku, tylko potrzeby estetycznej), że jak przestanę pisać, to potem będzie trudniej się zebrać, więcej będzie do nadrobienia.

miała rację. ale chyba nie będę nadrabiać. wrzucę tylko kilka zdjęć z wizyty adama w warszawie. przechadzaliśmy się po starej pradze.